Na ekranach polskich kin jakiś czas temu zagościła kolejna z serii animowanych, shrekopodonych komedii (zresztą również firmowana przez DreamWorks) zatytułowana "Skok rzez płot". Sam film ma oczywiście śmieszyć widza, co w pewnym stopniu robi, jednak humor w nim prezentowany jest raczej towarem z dolnej półki. "Skok" to historia kilku zwierzątek, które przesypiają zimę i przez pozostałą część roku gromadzą zapasy, aż do nadejścia kolejnych śniegów. Pewnego dnia w ich małej społeczności pojawia się szop, który proponuje łatwe zdobycie zapasów, poprzez zabieranie różnych dóbr ludziom (którzy, dodajmy, sąsiadują ze zwierzakami poprzez tytułowy płot, a właściwie żywopłot). Zwierzęta są zachwycone łatwością, z jaką udaje się gromadzić potrzebne pożywienie (i dodatkowe gadżety, takie jak np. aparat cyfrowy). Nie wiedzą jednak nic o przeszłości sympatycznego szopa, która ma niemałe znaczenie. Więcej z historii nie zdradzę, bo oglądanie filmu nie miałoby wtedy sensu. Powiem jednak, że do kina wybraliśmy się grupą harcerską i najbardziej śmieszyło nas wszystko co się nam z harcerstwem kojarzyło. Przebojem stały się sprzedawane przez filmowe skautki ciasteczka o wdzięcznych nazwach: Słodka Druhna oraz Krzepki Pionier. Jednak czymś, co spodobało się nam najbardziej, była postać speca od likwidacji szkodników, który swoją fizjonomią przypomniał nam jednego z mazowieckich instruktorów. Z całą sympatią oraz szacunkiem pozdrawiamy i gratulujemy uwiecznienia w filmie!
czekamy na dalsze wieści;)
OdpowiedzUsuń