niedziela, 9 grudnia 2007

Cerkiewka

Przedstawiamy wam fragmenty opowiadania harcerskiego, które napisał nasz przyjaciel. Zgodził się on na publikację, pod warunkiem, że będzie mógł przeczytać Wasze komentarze. Komentujcie więc, może przekona go to do opublikowania całości.

Fragment opowiadania "Cerkiewka"

Wszelkie fakty przytoczone w poniższym tekście, jeżeli nie są prawdziwe, pozostają zmyślone.

SKARB NA SZLAKU

W niedzielę, 1. listopada b.r. państwo Barbara i Jan Trąbińscy odnaleźli u podnóża Lackowej fragment legendarnego „skarbu Łemków”. Małżeństwo to od ponad dziesięciu lat zajmuje się badaniami kultury łemkowskiej, jednak dopiero w zeszłym roku natrafiło na ślady tego niezwykle cennego zabytku kultury materialnej. W żmudnych poszukiwaniach pomagali turyści, miłośnicy Beskidu Niskiego. Wszystkie znalezione eksponaty będzie można oglądać wkrótce w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Sanoku.

W jutrzejszym wydaniu znajdą Państwo wywiad z Petro Murianką, który opowie w nim szczegóły legendy skarbu Kniazia Jura.


    3. listopada b.r. PRZEGLĄD BESKIDZKI

***

Pociąg relacji Warszawa Wschodnia-Zagórz zatrzymał się niespodziewanie w szczerym polu. Kostek uniósł leniwie głowę, która dotąd wspierała się na ramieniu Godota. Za oknem było zupełnie ciemno. Pomyślał, że pewnie zasypało tory, w końcu mają grudzień i zmierzają w górzysty teren. Delikatnie zmienił więc pozycję do spania, wykonując skomplikowane akrobacje przełożył nogi na przeciwne siedzenie, nie budząc przy tym ani Szefa, ani żadnego z uczestników wyprawy. Chciał zasnąć jak najszybciej, ponieważ w czasie tego weekendu ostatnią rzeczą na jaką znajdą czas będzie sen, a w dodatku urocza obsługa pociągu od początku nie ułatwiała im odpoczynku. Ich bilety i legitymacje sprawdzane były po każdej większej stacji czyli, jak szybko zsumował, już pięć razy. Jednak dłuższe spanie, widać, nie było mu dane. Drzwi do przedziału odsunęły się niespodziewanie.

- Dzień dobry. Stoimy właśnie przed Łańcutem, pociąg musiał zatrzymać się z powodów technicznych. Prawdopodobnie ruszymy dalej za dwie godziny. - szorstki głos kierownika pociągu w połączeniu z oślepiającym blaskiem pociągowej jarzeniówki obudził skutecznie wszystkich sześciu wędrowników z Granatowej Trójki, rozlokowanych w miarę równomiernie w przedziale. Zanim jednak w pełni uświadomili sobie, co się stało, drzwi już były zamknięte, a kolejarz uszczęśliwiał podróżnych w kolejnym przedziale.

- No to sobie pospaliśmy, nie ma co. - wymruczał przeciągając się zamaszyście Miętus.

- Spać można i teraz. - Szef wstał i zgasił światło. - Dobranoc po raz enty. - Jednak nawet ich drużynowy nie miał racji. Inni podróżni wylegli ze swoich norowatych przedziałów i rozpoczęli przechadzanie się po wagonie, a spacerując snuli hipotezy dotyczące przyczyny postoju pociągu. W pewnym momencie było tak głośno, że przejeżdżający torem obok pociąg towarowy usłyszeli dopiero wtedy, gdy przetoczył się za oknem.

- No dobra. Książę, Godot, Kostek i Miętus próbują spać. Ja teraz trochę powartuję, a... - zaczął Szef swym standardowym tonem.

- A ja mam dość. C'est terrible! Idę się przewietrzyć i obczaić co się dzieje. - zadecydował sam za siebie Jacques.

- A Jacques idzie na zwiad. - Szef lubił mieć nad wszystkim pieczę, zresztą dlatego tak na niego mówili.

Postój przeciągnął się w końcu do trzech godzin, w czasie których za oknem co pewien czas pojawiały się jakieś światła, a w połowie tego czasu do przedziału wpadł zdyszany Jaques. I tradycyjnie zafundował wszystkim pobudkę..

- Ces't impossible. Wiem już co się stało. Ces't impossible. - krzyczał urodzony we Francji wędrownik. Był tak rozgorączkowany, że dopiero po chwili zauważył swoje faux-pas. Otóż pomylił przedziały. Znajdujące się w środku towarzystwo patrzyło na niego ze zdziwieniem i pewną dozą nienawiści.

- Pardon. - wybąkał trochę zmieszany, szybko zamknął drzwi i pomknął jak strzała w poszukiwaniu właściwego compartiment..

Kiedy odnalazł wreszcie zagubionych przyjaciół, udało mu się już prawie opanować podniecenie.

- Chciałem powiedzieć wam dlaczego stoimy w szczerym polu, w środku nocy... - zaczął z niezmierną powagą, a wędrownicy poczuli oddech grozy na plecach. Kiedy skończył mówić w przedziale panowała zupełna cisza. A potem zaczął mówić Kostek.



***

- ... stanęli na torach, recytowali fragmenty Listów Heloizy i Abelarda, tak mieli pozostać razem – Kostek zawiesił głos - na zawsze. Przytuleni do siebie i drżący. Potem był szczęk hamulców, przerażona twarz maszynisty, policja, prokurator i czarny worek. Zresztą to już sami wiecie. - zakończył. Przez ostatni kwadrans z przekonaniem, i nie bez talentu, ciepłym głosem opowiadał wymyśloną na poczekaniu historię miłosną bez happy endu.

- Z tymi fragmentami listów to już przesadziłeś. - stwierdził Godot.

- Zdecydowanie. To wcale nie jest wdzięczny temat do żartów. Epitafia też trzeba potrafić pisać. - zawtórował mu Szef patrząc wymownie w niebieskie oczy Kostka.

- Żartów? Macie rację... raczej. - ponuro burknął gawędziarz spuszczając nisko głowę i wzruszając ramionami. Co oni mogli wiedzieć o sztuce? Zdecydowanie był najbardziej oczytany z całej ekipy i miał zadatki na poetę. Samo "Kostek" wzięło się właśnie ze zdrobnienia Konstantego, czyli pierwszego imienia mistrza Ildefonsa.

- Trzymajmy się lepiej faktów, a fakty są, zdaje się takie, że mamy dwa trupy pod pociągiem. - chyba po raz pierwszy od wyjazdu z Warszawy głos zabrał Książę.

- I nic więcej nie wiemy. Nie ma co spekulować. Żal tych ludzi, ale teraz już im nie pomożemy.

- Racja. Śpijmy więc... - Szef nie musiał, albo nie chciał skończyć zdania.

Jednak dopóki pociąg nie ruszył z feralnego miejsca, nikt nawet jednego oka nie zamknął, a cisza stała się niemal grobowa. Kiedy kolejka potoczyła się powoli, Kostkowi, który zdążył jeszcze wyjrzeć przez okno, wydawało się, że widzi w polu dwie niezwykle blade, trzymające się za ręce, postacie.

- Jestem zmęczony, a to pewnie tylko medycy. - pomyślał i odwrócił głowę. Ze strachem popatrzył na twarze swoich towarzyszy, ale wyczytał z nich podobne wątpliwości. Wkrótce wszyscy zasnęli.


***

Niewielka stacja „Przedzagórz", pokryta delikatną warstwa białego puchu, z daleka błyszczała w pierwszych promieniach grudniowego poranka. Pociąg, ciągnięty teraz przez spalinową lokomotywę, powoli zbliżał się do niej krętym i ukrytym pod śniegiem torem, co jakiś czas wypuszczając, czarne jak smoła na tle ośnieżonych świerków, kłęby spalin. Gdy z jękiem zatrzymał się wreszcie na stacji, z ostatniego wagonu wysiadły trzy osoby. Pierwszą była pani Basia, właścicielka pensjonatu „Podgórze", drugą i trzecią zaś dwie opatulone szczelnie postacie, ubrane w wyglądające profesjonalnie i świeżo stroje, przypuszczalnie zakupione za zbyt duże pieniądze. Kierownik pociągu z lekkim zdziwieniem patrzył na opuszczających pociąg, ponieważ spodziewał się zobaczyć jeszcze sześcioosobową grupę, która choć zachowywała się dość dziwnie, sprawiała sympatyczne wrażenie i z pewnością miała wysiąść właśnie tutaj. Może zrezygnowali? Sam nie chciałby zostawać w takiej dziurze, mając przed sobą tylko śnieg, góry, las i śnieg.

Nagle, w jednym z okien trzeciego wagonu ukazała się czyjaś głowa. Był to Miętus, który odczuł silną potrzebę wyjścia do toalety, a gdy zauważył, że zwalniają, wyjrzał sprawdzić co to za stacja. I się zagotowało.
- Ej, chłopaki! To tu, to tu, to tu... - zaczął krzyczeć wędrownik, a mała ilość snu sprawiła, że jego głos brzmiał jak zdarta płyta winylowa w odtwarzaczu DVD.

- To tam. - Kostek zawsze miał skojarzenia „na czasie" z jakimiś elementem poetyckim.

Czterech wędrowników wystrzeliło niczym z armaty i w ciągu pół minuty byli gotowi do wyjścia.

- Wysiadamy, wysiadamy. - zakomenderował Szef

Przeoczyli tylko jeden szczegół. Zapomnieli o Księciu, który drzemał sobie w najlepsze na półce bagażowej należącej do PKP.

- Najjaśniejszy palancie! Wstawaj, wysiadamy! - niezwykle uprzejmie oznajmił mu Godot.

I chłopak posłusznie wstał, zapomniał tylko, że kilka godzin wcześniej przytroczył się do półki paskiem, żeby nie spaść. Przez moment zawisł jak ptak w powietrzu, po czym pasek przerwał się, a on z hukiem wylądował na podłodze. Przy okazji zrobił sobie dziurę w spodniach. Kilkadziesiąt sekund później wszyscy byli już na peronie, a pociąg, podobnie jak wyrwany ze snu Książę, majaczył... w oddali.


***

3 komentarze:

  1. my-chce-my-więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgrabnie napisany kawałek dobrze zapowiadającej się prozy ;)
    Fragment do publikacji również dobrany świetnie - pobudza ciekawość.
    Z chęcią przeczytałabym więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujący fragment, doczytał bym do końca.

    OdpowiedzUsuń