sobota, 29 lipca 2006

na słowie...

Trzeba się pogodzić z tym, że niektórzy umieją pewne rzeczy opisać pięć razy lepiej niż my, nawet gdybyśmy spędzili nad klawiaturą miesiąc. I tak zdarzyło się także nam. Oto tekst Józefy Hennelowej znaleziony o tu: http://tygodnik.onet.pl/1539,1348867,felieton.html.
Tygodnik Powszechny nr 30 / 2006

"...jak na Zawiszy"
Józefa Hennelowa
Zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego"

Telewizyjna „Panorama" nadała onegdaj bardzo emocjonalny felieton o młodzieży ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, która coraz liczniej zasila szeregi władzy. Ideowa, kompetentna, sprawna – coraz częściej wygrywa w rywalizacji o bardzo wysokie stanowiska. Nowy rzecznik prasowy nowego premiera też, podobnie jak jego poprzednik, przyszedł z tej właśnie formacji. Dlaczego myślę o jego karierze z pewnym rodzajem współczucia?

Harcerstwo to służba ideowa, maksymalizm wymagań wobec siebie, najwyższe punkty odniesienia. Bardzo klarowne zasady wyborów, koniecznie moralnych, i owo słynne „tak, tak – nie, nie" z Ewangelii przeniesione prosto do prawa harcerskiego, którego drugi punkt pamięta każdy, kto mu przyrzekał posłuszeństwo: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy". A język polityki, jej najważniejsze narzędzie, to akurat odwrotność języka Zawiszy: od zasady prawdy nie wszystkim bynajmniej się należącej poczynając, na zasadzie gry adekwatnej do sytuacji i operującej znakami umownymi, jakich akurat potrzeba, kończąc. Bierzemy to na co dzień i znamy na pamięć. „To nie polska strona odwołała szczyt weimarski, tylko Niemcy i Francja". „To drobiazg" – o skandalu, który trzeba wyciszyć. „To skandal" – o drobiazgu umyślnie rozdętym. „Nie, o tym nie słyszałem" – w odniesieniu do wiadomości niewygodnej. Dementi, które są potwierdzeniem. Czas przyszły – obietnice – które winny mieć wagę dziejącej się rzeczywistości. Czas przeszły – winy przeciwnika, które ważą więcej niż aktualne winy własne. Paleta wartościujących przymiotników i epitetów – bezbłędnie opanowana. Rzecznik prasowy władzy nie może mówić jak harcerz, choćby nim był – nie tylko by się ośmieszył, ale bardzo szybko zmarnowałby to, czego się podjął. Ale czy to jest usprawiedliwienie przekonujące?

Myślę, że nie, i dlatego młodych ideowców z kręgów władzy słucham od pewnego czasu z rosnącym niepokojem. Jest bowiem mechanizm ratowania się przed schizofrenią polityczną, który w takim wypadku sam się nasuwa i dlatego tak często jest używany: ten mechanizm to postawienie znaku równości między najwyższymi odniesieniami swojej ideowej wiary a porządkiem, jaki przyniosła wybrana opcja polityczna. Czasem nawet nie o opcję chodzi, ale o wodza (nauczyciela, mistrza), któremu się uwierzyło bez zastrzeżeń. Wtedy wszystko mieści się i wyjaśnia, porządkuje i uspokaja w jednym prostym słowie „służba". I bywa tak, że im większa ideowość, żarliwość, nakaz wierności, tym trudniej zrewidować sytuację, zdobyć się na samodzielność osądu, który musi zaczynać się od postawienia pytania tam, gdzie dotąd były tylko niewzruszone odpowiedzi, a kończyć, gdy trzeba, dramatycznym wyborem.

Jakimi politykami będzie nowe pokolenie harcerskie w Polsce? Ci pierwsi, już obecni, zdają się nie mieć problemów nawet tam, gdzie te problemy są, zdawałoby się, aż nadto dotkliwe i zmuszające do niepokoju. Mogę nie mieć racji, ale dla siebie pielęgnuję nadzieję, że harcerstwo da nam nowe szeregi wychowawców i działaczy społecznych, ludzi ożywiających najdalszy skrawek Polski, sprawnych i twórczych, a nie tylko spragnionych władzy i garnących się do tej szansy jako obiecującej najwięcej. Tym bardziej że akurat ta obietnica zawieść może bardzo gorzko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz